Roztocze rowerowe

To nie pierwsza ma rowerowa majówka na wschodzie Polski, o nie. To druga. Pierwsza odbyła się dwa lata temu. Tym razem przejechałem z Przemyśla, przez dzikie knieje, głusze, wioski i sioła Roztocza, na Rzeszowie skończywszy. Jakieś 300km w 3 dni, czyli spokojnie. Tu kefir, tam Wielkie Oczy, w lesie zawsze jakiś cmentarz, jak nie ukraiński to chociaż niemiecki z pierwszej wojny, albo przynajmniej choleryczny... Takie tam, atrakcje.

Prawdopodobnie w ogóle nie wiedzieliście, że w Polsce są takie drogi, hm?

Wiadomość, jaką chciałbym Wam tutaj przekazać jest w skrócie taka: Roztocze to idealne miejsce dla roweru i rowerzysty (i jego namiotu). Świeże powietrze,  przyroda, lasy nieprzebrane, spokój, a przede wszystkim kilometry równiuśkiego asfaltu zarezerwowanego dla dwóch kółek (i Agencji Lasów Państwowych).

Trasa, bo najpierw to trzeba dojechać na to Roztocze
Jak widać na załączonym obrazku - nie jechałem najkrótszą możliwą drogą. Wybierałem małe dróżki jadąc z Przemyśla, a już na samym Roztoczu - zawsze przez las. Na Roztoczu istnieje w lasach sieć dróg pożarowych. Duża część z nich to idealne, proste jak drut asfalty. I znów: duża część z tych asfaltów jest zamknięta dla ruchu samochodowego, można więc radować się równą nawierzchnią do woli, bez świszczących lusterek po boku.

Inna sprawa, że jak te drogi pożarowe będą kiedyś wykorzystane zgodnie z przeznaczeniem, tzn. przejedzie po nich wielki i ciężki samochód do punktu czerpania wody, to z tego asfaltu raczej wiele nie zostanie... No, ktoś pieniądze rozdał, ktoś wydał, ktoś wziął do kieszeni, ale póki asfalt leży - jeździjcie bracia i siostry, jeździjcie! Bo mimo, że byłem tam w czasie stosunkowo wysokiego sezonu (1-3 maja), to drogi leśne były puściutkie. Oczywiście w Suścu (i zapewne Zwierzyńcu, ale do tego drugiego miasteczka turystycznego się nie wybrałem) siedzą ludzie jedzący lody, ale specjalnie daleko się od lodziarni nie oddalają. A szkoda. Tzn. dla nich szkoda, bo mi było całkiem miło, gdy miałem cały las dla siebie.

Asfalty zarezerwowane dla rowerów (i leśników)

Drugie oblicze nawierzchni
Te dróżki są pooznaczane na odpowiednio dokładnych mapach, w które bardzo polecam się zaopatrzyć. Ze stanem dróg oczywiście nie jest zawsze tak idealnie. Po pierwsze drogi ogólnie dostępne w regionie, zwłaszcza w okolicach Biłgoraja, już taką gładkością nie grzeszą. Co do samych dróg leśnych: względnie w porządku jest, gdy jest to droga gruntowa. No normalnie się jedzie, nie ma problemu, jak to na gruntowej. Czasami jednak jakiś geniusz z lasów państwowych wysypie nam ze 2 kilometry stosunkowo dużych, luźnych kamoli. I ja nie wiem czym on chce po tym jeździć. Zabawa jak stopińdziesiont, jak to mówią. No ja się zapadałem.


Na szczęście te genialne pomysły nie zdarzają się często. Ale są też inne atrakcje, i to jeszcze zanim się na Roztocze wjedzie. Nie wyobrażacie sobie co na mapie potrafi być zaznaczone jako droga. Albo np. most.

Most
Droga zdaje się rzeczywiście kiedyś tu była, a jeszcze wcześniej tory, bo to nasyp kolejowy jest. Traktory przejeżdżają tę rzekę w bród, ja się nie pokusiłem. Ale ile zabawy było przy przenoszeniu bicykla! Z tego miejsca dziękuję autorom mapy za kreatywność.

Z innych atrakcji to dla mnie poezją dla uszu była w ogóle podróż pociągiem w ostatnim przedziale (tam gdzie się mieści rower w osobowym) przez 6 i pół godziny. Jak pewnie wiecie w ostatnim przedziale zawsze siedzą miejscowi specjaliści-filozofowie. Wsiadają, kolejno otwierają browary i rozwiązują problemy świata.

Niezrównaną przyjemnością i zaszczytem były również odwiedziny u autochtonów w Przemyślu: przemili ludzie, przemili.

W Wielkich Oczach (to nazwa miejscowości) w Sanktuarium Matki Boskiej Wielkoockiej jest samonakręcalny młody ksiądz Bartek. Wystarczy go włączyć w tryb mówienia, a opowieściom nie ma końca. O sanktuarium, historii i ludziach we wsi. O tym, że jak helikopter leci, to znaczy, że Ukraińcy biegną. Zwykle po dziesięciu leci przez granicę, Straż ze czterech złapie, reszta pędzi dalej na Zachód. O tym, że ludzie we wsi dobrze pamiętają mordy UPA. Że jakiś czas temu przyjechała na odpust stara handlarka z Ukrainy i baby ją skojarzyły, że pokazywała banderowcom gdzie mieszkają Polacy i ją przegoniły. I o tym w którym przysiółku porządne ludzie, a gdzie pijanice. Że grekokatolikom nie ma kto mszy odprawiać, że małżeństwa mieszane i że ludzie przechodzą na katolicyzm. Że w Wielkich Oczach przed wojną ponad 40 sklepów żydowskich było, wszystkie Niemcy roznieśli, a o jewriejach przypomina we wsi synagoga. We wsi, czy w mieście, bo to kiedyś miasto było. I o cudach Matki Boskiej Wielkoockiej też, rzecz jasna. Dzieci wskrzesza, kule odbija, niezła jest. Ksiądz Bartek też, dlatego koniecznie go w Wielkich Oczach odwiedzcie.

Wschodnia Polska ma Wielkie Oczy
Są cmentarze po lasach. Ukaińskie, polskie, czasem mieszane. Są drewniane cerkwie grekokatolickie przerobione na kościoły. Okolica mocno nasycona historią. Jest ten wielki pałac w Narolu, który wyrasta ni z tego ni z owego pośród lasów, łąk i wioseczek, są młyny wodne tu i tam. Milion kapliczek i krzyży przydrożnych. Dlatego jeździć trzeba powoli, rozglądać się na boki, patrzeć, słuchać...

I jeść. W Biłgoraju mają świetne lody. Jak weźmiecie te z owoców takich polskich typu jagoda, truskawka czy malina, to naprawdę czuć te owoce. Świetne lody, gałka za złotówkę. Jak weźmiecie bananowe, to będzie o smaku gumy donald. Bo banany na Roztoczu nie rosną.

W Biłgoraju, oprócz tego, że rozkopane ulice miasta robią dość szkaradne wrażenie, jest przesympatycznie. Przed Urzędem Miasta (czy czymś takim) trzeciego maja gra orkiestra (której nikt jednak nie słucha), a babcie życzliwie pytają, że to tak rowerem, dla sportu, to zdrowo. Sklepy, chociaż jest ten 3 maja, otwarte. Z tą różnicą od dnia normalnego, że nie ma w nich chleba. A ja chleba chciałem, więc pytam czy, a pani że, no ale drożdżówka tak, więc biorę, i kefir, siadam, jem, pani wychodzi, mówi że ćwiartka jej chleba została ze śniadania, to mi da, a za chwilę znowu wraca i pyta, czy nie trzeba w kromki pokroić.

W ogóle przecież powinienem pewnie wspomnieć, że uprawiając sport należy zadbać o zrównoważoną dietę. Kiełbasa, chleb i cebula zasadniczo dają radę. A chleb to tam mają bardzo dobry, oj bardzo.

Zdrowa żywność
Należy przy tym jednak pamiętać, by karmić wyłącznie siebie, a nie np. konie z magazynu (magazynu koni?).

Nie!
Także naprawdę bardzo bardzo Was zachęcam. Piękne to miejsce, gdzie czas płynie tak wolno, a ptaki po lasach drą japy jak oszalałe. Na koniec jeszcze kilka fotoimpresji, a więcej zdjęć znajdziecie tutaj (klik).


Zadbany

Pola, miliony krzyży i kapliczek

Obładuj się kto może

Cmentarze ukraińskie

Ukraińskie, mówię

Miliony, serio

Aleja przed pałacem w Narolu

Rzeczność

Szlaki nawet bywają oznaczone

Stojak na rowery, drewniany, folkstajl

Rzeczność (2)

Leżajsk

San - konkurencja Jelcza

Borowe Młyny - miłe miejsce odpoczynkowe dla rowerzystów i kajakarzy spływających rzeką Tanew

Młyn wodny (tu był)

Równy asfalt jeszcze raz. Niewiarygodne, nie?

Komentarze

  1. Za Biłgorajem jechaliśmy tymi samymi asfaltami, my skierowaliśmy się do Hrebennego. Rok temu w maju wszystko było dokładnie jak Kulega tu zgrabnie opisał, pusto, równo, miło i przyjemnie. Raj dla rowerzystów, najlepszy kierunek na wyprawy!

    OdpowiedzUsuń
  2. aż się chce na rower wsiąść

    OdpowiedzUsuń
  3. faktycznie niezly asfalt... szkoda ze to malo popularne zjawisko w tym kraju. zachecajace zdjecia, trzeba bedzie pomyslec o tamtych okolicach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "szkoda ze to malo popularne zjawisko w tym kraju"
    szkoda, nie szkoda... ja bym nie mówił, że to złe czy dobre, to jest po prostu dziwne ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. sakwy przy takiej szosówce? jak sobie dała radę?

    (p.s.: "zrównowarzona"? no, no!)

    OdpowiedzUsuń
  6. A co to szosówka nie może wozić sakw czy o co chodzi :p?
    Ludzie na takich rowerach przejeżdżają Afrykę i nie marudzą ; )

    ps. no, wiadomo, zrównowarzona, równo warzyć trzeba, żeby rozgotowane nie było ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Afrykę albo Francję (jak Bobkowski). Prawdę mówiąc, myślałam jednak, że takie rzeczy to tylko przed wojną ;)

      Usuń
  7. No, ja słyszałem wiele razy, żeby szosówki broń boże z sakwami nie używać, a jak pytałem dlaczego to było YYY. Ktoś mi w końcu wytłumaczył, że w sumie jedyny powód to to, że skoro szosówki zawsze się robiło tak, żeby zrzucić jak najwięcej wagi, to dużo szybciej się sypią.
    W szczególności ponoć musi być dobra rama (stalowa oczywiście).

    Pytałem bo sam strasznie lubię szosówki i chciałem z sakwami pojeździć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, czyli jakieś przesądy i gusła ; ).

      A ten rower mój, to wiesz, to nie jest jakaś szosa fullprofeska. Mimo że dawno przestałem pisać o cenach i małych pieniądzach, to to dalej jest strona o tanim podróżowaniu, a ten rower to stara stalowa kobyła z szosową kierownicą ; ).

      A co do ramy, to kiedyś złamałem za pomocą sakw w mieszczuchu:
      http://fizyk-w-podrozy.blogspot.com/2012/07/biaorus-juz-nie-rowerem-ale-caly-czas.html

      Ale już zespawany, jeżdżony, teraz rama leży w piwnicy i czeka na wyciągnięcie z niej reszty części i dokręceniu ich do jeszcze starszej ramy która również leży w piwnicy, tak... kiedyś jak będę miał czas złożę sobie ten drugi rower, kiedyś...

      Usuń
  8. Fantastyczny blog. Natknęłam się na Ciebie Wojtku, w artykule w październikowej "Masówce"( Z pamiętnika rowerzysty wiejskiego). Tekst zabawny ale nie w tym rzecz. Rzecz w miejscu, które opisujesz. Juz sześć czy siedem lat temu mieliśmy się tam wybrać rowerami i jakoś tak "zeszło"... Dziś zrobiłam mocne noworoczne postanowienie, że z wiosna ruszamy na Roztocze. Dzięki za natchnienie. I czytam Twój blog dalej jak leci...

    OdpowiedzUsuń
  9. A sam Przemyśl i okolice udało Ci się zobaczyć?
    Gdy (i o ile) już wrócisz z Ameryk, to zapraszamy na dłużej! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A owszem, owszem, w Przemyślu bywało się razy kilka,
    zazwyczaj przelotowo, ale zawsze.
    I zawsze mi się podobało : )

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarzopisarze proszeni są o się podpisanie!

Popularne posty